„MOIM CELEM NIE JEST BYĆ PIONIEREM ZMIAN”
BOVSKA


Magdalena Grabowska-Wacławek - dziewczyna wielu talentów. Ukończyła dwie warszawskie akademie – Muzyczną i Sztuk Pięknych. Bovska o swoich twórczych działaniach, o miłości i różnych jej odcieniach, o relacji do drugiego człowieka opowiada pod kolczastym albumem „Kaktus”. Jednak ta nazwa jest myląca, bo jej muzyka jest zwiewna, niewinna, fantazyjna i bardzo dziewczęca.

Twój pseudonim „BOVSKA” od razu wzbudził moją ciekawość. Jak powstała ta nazwa?

To dość prozaiczna historia. Pisałam sporo piosenek i szukałam nazwy dla swojego projektu, na początku jednoosobowego. Byłam wtedy na Erazmusie w Niemczech, a piosenki śpiewałam po angielsku. Poszukiwałam nazwy dla siebie, z którą będę dobrze się czuła a jednocześnie, która będzie charakterystyczna i łatwa do wymówienia dla każdego. Tak powstała Bovska. Bovska gra – czyli Grabovska. Mój pseudonim powstał od nazwiska. Potem zaglądając do netu – znalazłam Bovską, która jest rasą owiec. To dodatkowo mnie ujęło. Owca to takie symboliczne zwierzątko.

Jesteś wokalistką i autorką tekstów, ale także ilustratorką i projektantką, pasjonujesz się również tańcem. Jak łączysz tak wiele pasji?

Łączenie pasji bywa trudne, choć sprawia, że w moim życiu ciągle coś się dzieje. Przede wszystkim bardzo dużo pracuję, aby ze wszystkim zdążyć w ciągu doby. Mam tą wyjątkową przyjemność, że przy okazji po prostu robię to co lubię. Taniec to bardziej moje hobby, które kiedyś zajmowało ważniejszą część mojego życia. Teraz skupiam się przede wszystkim na muzyce. Skończyłam warszawską ASP i Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina – obie uczelnie jednocześnie, z lekkim przesunięciem czasowym, co łatwe nie było. Jednak cieszę się, że przeszłam obie te szkoły. Mam silny fundament, który buduję lub któremu mogę teraz z czystym sumieniem zaprzeczać. Bovska, czyli moje artystyczne alter ego łączy wszystkie moje pasje w jedną. Do tego dążyłam przez lata swoich twórczych działań. I teraz to dążenie się realizuje, czyli spełnia się moje marzenie tworzenia dzieła „totalnego” .

Tworzyłaś piosenki dla dzieci, pisałaś również utwory na orkiestrę smyczkową, trąbkę i fortepian, duety i muzykę do filmów animowanych. Zamierzasz kontynuować pracę dla najmłodszych?

Pisanie piosenek dla dzieci a także śpiewanie ich sprawia mi ogromną przyjemność. Tak samo muzyka do obrazka – z racji moich plastycznych zainteresowań, jestem pewnym połączeniem moich pasji. Jedno i drugie jest wciąż gdzieś tam w moim życiu obecne. Podobnie jak ilustracja. Jeśli chodzi o piosenki dla dzieci, myślę że tych wciąż jest za mało na rynku. Chciałabym kiedyś zebrać je i wydać, ale na to jeszcze mam czas. Teraz jest Bovska.

Twoja współpraca z Janem Smoczyńskim rozpoczęła się od niezupełnie przypadkowego spotkania. Jak to się stało, że zaczęliście pracować razem?

Z Janem poznaliśmy się najpierw w zawodowych okolicznościach. Ktoś znajomy polecił mi jego studio i postanowiłam zrealizować tam nagranie swoich kilku piosenek. Były to aranżacje na fortepian i wiolonczelę, więc zależało mi na studio z fortepianem, który akurat jest u Jasia. Potem okazało się że mamy wspólnych znajomych i spotkaliśmy się w zupełnie innych prywatnych okolicznościach. Zaprzyjaźniliśmy się i wtedy Jan zaproponował mi pomoc przy aranżacji jednej z nagranych wcześniej u niego piosenek. Zależało mi bowiem na rozszerzeniu brzmienia o elektronikę i instrumenty perkusyjne, a Jan miał na to swój pomysł i uwierzył, że to jest możliwe. Tak zaczęła się nasza współpraca. Napisałam polski tekst i powstała piosenka „O no no”, która jest polską wersją piosenki „Long Way”. Nie umieściłam jej jednak na płycie. Znajdzie się na wydaniu specjalnym, które ujrzy światło dzienne jeszcze za kilka chwil. Szybko podjęliśmy z Janem decyzje o dalszej współpracy piosenkowej. Muzycznie zaiskrzyło i czas spędzony z Jasiem w studio wspominam jako niesamowicie twórczy i inspirujący. To moja ulubiona część pracy nad płytą.

Album jest wypełniony niecodziennymi  i metaforycznymi tekstami. Co pragniesz przekazać?

Dobre pytanie, na które niechętnie odpowiadam (śmiech). Po to są w nich te metafory, aby takie pozostały. Można odbierać je na wielu płaszczyznach. Jeśli miałabym napisać generalnie o czym jest moja płyta, to powiedziałabym, że o miłości i różnych jej odcieniach, o relacji do drugiego człowieka i nie tylko. Lubię zabawę słowem i tą niezwykłą możliwość jaką daje niejednoznaczność interpretacji. Słowo ma też swój rytm i kolor, zestawy współbrzmień literowych, które podświadomie działają na naszą wyobraźnię. Ta płyta jest pewnym kalejdoskopem zebranych odczuć, wrażeń i myśli krążących w mojej głowie podczas jej pisania. Zabierz, zabierz mnie daleko stąd – śpiewam na początku. Bo te piosenki to taki film drogi, przez różne wewnętrzne stany. I tęsknota za niebem.

Plastycznie modelujesz głos, bawisz się dźwiękami i uwodzisz obrazem. Ten album jest podmuchem świeżości na polskim rynku muzycznym. Chcesz być pionierką zmian?

Haha. To miło, że tak odbierasz mój album. Moim celem nie jest być pionierem zmian, bo przecież i tak wszystko już było. Co do głosu i dźwięków – to album osobisty, mocno przepuszczony przez moją wrażliwość, a także muzycznie przepuszczony przez wrażliwość Janka Smoczyńskiego. Chciałam, żeby był wielobarwny muzycznie. Tak jak moje muzyczne inspiracje i zainteresowania. Za tym poszedł cały projekt graficzny, który zrealizowałam również z pomocą moich przyjaciół – Łukasza Murgrabi - fotografa, Natalii Kopiszki „Kopi”, dzięki której w albumie są kolorowe saszetki z piórami oraz Pawła Nolberta , który stał się moim lustrem przy samych ilustracjach i dołożył tam cząstkę siebie. Konsekwencją tych rzeczy były dla mnie video, zrealizowane znów ze wspaniałą ekipą. Gdy zaufam komuś z kim będę pracować - ważne jest, aby dawać ludziom, z którymi współpracuję pewną swobodę twórczą – wtedy zawsze powstają najlepsze projekty. Oczywiście w ramach pewnej inspiracji i idei głównej, która towarzyszy całości. Samo wydanie albumu miało być wyjątkowe i niezwykłe, bo wierzę, że tylko takie wydania fizycznego nośnika płyty ma sens w dzisiejszych czasach. Zatem wracając do meritum pytania – nie chcę być pionierką zmian, ale jeśli zauważalna jest w tym nowa jakość, to tylko może mnie to cieszyć. Ja po prostu konsekwentnie robię swoje.

Masz bardzo oryginalny wokal. Opowiedz, jak sobie poradziłaś śpiewając w warunkach studyjnych?

Dziękuje (uśmiech). Przed nagraniem płyty nie miałam wielu studyjnych doświadczeń, więc była to dla mnie prawdziwa przygoda. Nagrywanie to bardzo przyjemna rzecz, zwłaszcza jeśli pracujesz z kimś kto rozumie i czuje twój klimat. Tak było w przypadku nagrań w Tokarni, czyli w studio Janka Smoczyńskiego. Podczas całego tego procesu oczywiście bardzo wiele nauczyłam się o swoim śpiewaniu. Nagrywanie w studio daje ogromne możliwości zabawą głosem i przestrzenią. Można szeptać i wiele jest na mojej płycie takich wyszeptanych słów. Ale jest tam też miejsce na mocno brzmiący wokal. Głos jest w procesie ciągłej przemiany – to fascynująca podróż.

Tytułowa piosenka albumu „Kaktus” - promuje nowy serial TVN „Druga Szansa”. Jak w ogóle doszło do współpracy?

Producentka serialu „Druga Szansa” usłyszała moją płytę dzięki Łukaszowi Targoszowi – kompozytorowi, który do serialu napisał muzykę. Jak w każdym serialu, obok muzyki, która towarzyszy akcji, potrzebne są też piosenki, które wprowadzą widza w odpowiedni nastrój. Moje piosenki spodobały się pani Dorocie Kośmickiej -Gacke i w ten sposób znalazły swoje miejsce w serialu. Wszystko jednak dzięki Łukaszowi, który te piosenki bardzo lubił i je po prostu pokazał. Jest on również autorem aranżu jednej ze starszych moich piosenek, która na płycie jest bonus trakciem „the man with an unknown soul”.

Opowiedz, jak wyglądała praca przy kręceniu teledysku do „Kaktus”?

Praca nad teledyskiem do piosenki „Kaktus” była zupełnie wariacka.Do ostatniej chwili nie byłam pewna czy uda się go zrealizować w przestrzeni którą sobie do niego wymarzyłam, dlatego byłyśmy z Zuzą Kernach – operatorką, oraz z Nastką Gonerą – reżyserką – w ciągłym napięciu. Na szczęście, jak to zwykle bywa, jakimś cudem udało się wszystko dopiąć na ostatni guzik! Zdjęcia trwały jeden dzień. To wbrew pozorom bardzo mało czasu, bo było sporo do zrobienia. Na szczęście udało się zrealizować naszą szaloną wizję i jestem z owocu pracy bardzo zadowolona. Ogrom pracy wykonał również nasz zespół postprodukcyjny, czyli Nikodem Chabior, który całość montował oraz Inez z Badi Badi, która zajęła się kolorkorekcją obrazka. Uwielbiam pracę nad teledyskiem, bo trzeba działać zespołowo i jest to dla mnie za każdym razem fascynująca przygoda. Już nie mogę doczekać się następnego.

Jakie masz rady dla młodych wokalistek, które chciałyby pójść w Twoje ślady?

Młodym wokalistkom mogę poradzić tylko jedno – nie starajcie się udawać kogoś kim nie jesteście. Śpiewajcie jak najwięcej, analizujcie pracę innych artystów ale szukajcie swojej własnej drogi. Skupiajcie się nie tylko na samym śpiewaniu, ale również na stricte muzycznej analizie tego co śpiewacie, bo to przyniesie efekty później. I dużo słuchajcie, bo uczyć trzeba się od najlepszych :)

fot. Lukasz Murgrabia
BOVSKA
Published:

BOVSKA

Published: